Strona główna Działy Śmietnik Teoria małego wybuchu (spiskowa) Teoria małego wybuchu (spiskowa)

#128012
SpokoBoyxxx:)
Członek

http://www.niezalezna.pl/article/show/id/34485
ZAKŁADNICY KŁAMSTWA SMOLEŃSKIEGO?
Aleksander Ścios, "Gazeta Polska", 23-05-2010 10:14
Odnoszę wrażenie, że większość Polaków nadal nie zdaje sobie sprawy, co naprawdę wydarzyło się 10 kwietnia 2010 roku, a obecna sytuacja coraz mocniej zaczyna przypominać stan świadomości, jaki przez lata towarzyszył zbrodni katyńskiej.
Okrucieństwo tamtego mordu sprzed 70 lat, gdy rozstrzelano połowę kadry oficerskiej, jaką posiadała przedwojenna armia polska było zdarzeniem, którego tragiczne skutki dotknęły kilku następnych pokoleń i zaważyły na całej historii Polski. Choć w czasach PRL większość Polaków miała świadomość kłamstwa katyńskiego, prawda o tej zbrodni jako „akcie założycielskim” Polski powojennej docierała tylko do nielicznych. Nie mogło być inaczej, bo zbrodnia katyńska stała się natychmiast przedmiotem rozgrywek politycznych. Wiemy, że zachodnim sojusznikom ZSRR nie zależało na ujawnieniu prawdy. Gdy w roku 1943 rząd angielski otrzymał tajny raport Owena O’Malleya, brytyjskiego ambasadora przy rządzie polskim w Londynie, z którego wynikało niezbicie, że sprawcą zbrodni byli Sowieci, Churchill zataił ten fakt, przyjmując i głosząc wobec świata sowieckie kłamstwo, że mordu dokonali Niemcy. To samo kłamstwo podtrzymywał później Roosevelt, a administracja Eisenhowera zignorowała w roku 1952 wyniki dochodzeń komisji Izby Reprezentantów Kongresu Stanów Zjednoczonych, która uznała
winę Sowietów za udowodnioną.
Zgodnie z zasadą, że ten, kto zaciera ślady zbrodni i utrudnia poznanie prawdy, odpowiada za współudział w jej popełnieniu, przywódcy Zachodu stali się wspólnikami zbrodni sowieckiej, przyjmując również moralną i prawną odpowiedzialność za kłamstwo katyńskie. Ten stan zbrodniczej odpowiedzialności trwa do dnia dzisiejszego, o czym świadczy choćby wiele przykładów utrudniania polskim emigrantom ujawnienia prawdy o Katyniu.
Wiemy również, że od początku sprawie towarzyszyły przemilczenia, fałszerstwa i skrupulatnie preparowane kłamstwa. Rosjanie – którzy zawsze byli mistrzami dezinformacji – zadbali nawet o amunicję niemieckiej produkcji, trafnie zakładając, że pierwsze wnioski z ekshumacji zwłok będą wskazywały na udział Niemców. Działania tzw. komisji Burdenki i akt oskarżenia przeciwko niemieckim przestępcom wojennym odczytany w Berlinie, w imieniu Wielkiej Brytanii, Francji, Stanów Zjednoczonych i Związku Radzieckiego, gdzie o popełnienie zbrodni katyńskiej oskarżono Niemcy – dopełniał powojennej skali fałszu i dezinformacji.
Przywództwo skarlałych przewodników
Kłamstwa powtarzały świadomie kolejne rządy PRL, powstałe na bazie sowieckiej agentury, nazywającej się partią komunistyczną. Ponieważ ten sam porządek i ci sami ludzie stali u podstaw budowy III RP – również państwo powstałe po 1989 r. nigdy nie wykazało determinacji, by wyjaśnić kulisy zbrodni, ujawnić wszystkich sprawców i żądać moralnego i prawnego zadośćuczynienia.
O rzeczywistym stosunku III RP do zbrodni katyńskiej w miejsce pustych deklaracji o wiele mocniej świadczy przykład majora KGB ze Smoleńska Olega Zakirowa, który pod koniec lat 80. i na początku 90. z narażeniem życia odnajdywał żyjących świadków katyńskiego mordu, a zebrane dowody przekazywał polskiemu konsulowi Michałowi Żurawskiemu. To dzięki Zakirowi mógł powstać polski film dokumentalny Las katyński. Gdy wyrzucony z KGB i zagrożony śmiercią, przyjechał wraz z rodziną do Polski w roku 1998, nikt nie udzielił mu pomocy. Przez kilka lat pracował ciężko na budowach, a zimą żebrał, by utrzymać rodzinę. Zakirow i tak miał szczęście, że uniknął losu prokuratora wojskowego Stiepana Rodziewicza, który chciał osobiście przekazać konsulowi Żurawskiemu dowody odkryte w toku śledztwa katyńskiego i 17 listopada 1993 r., w dniu, w którym miał spotkać się z konsulem, zmarł nagle na atak serca.
Adam Macedoński, opozycjonista i założyciel Instytutu Katyńskiego, wspominał niedawno w „Gazecie Polskiej”, jak w 1979 r. chciał przekazać Michnikowi i Lityńskiemu komplet materiałów wydawniczych na temat Katynia w celu ich dalszego druku i rozpowszechniania. Usłyszał wówczas od Lityńskiego, że KOR nie jest za ujawnianiem sprawy Katynia, ”bo to pogłębi przepaść między Rosjanami i Polakami”. Podobnie zareagował Michnik, stwierdzając, że „to jest przeszłość, a KOR się nią nie interesuje”. Ten przykład – stokroć lepiej niż obszerne analizy – powinien uświadomić, że zakładnicy kłamstwa katyńskiego nadal decydują o polskiej historii.
Chociaż dziś już nikt nie usiłuje fałszować faktów, większość tzw. elit III RP uważa przecież, że sprawę katyńską należy zamknąć w imię przyszłości i ułożenia dobrych stosunków z rosyjskim sąsiadem. Historia, która ma „nie dzielić”, winna stać się kartą zamkniętą, zdławioną nakazem kazuistycznej moralistyki i mętnych interesów.
Całkowicie ignoruje się przy tym fakt, że państwo rosyjskie nigdy nie uznało mordu na polskich obywatelach za zbrodnię ludobójstwa, nie ujawniło wszystkich okoliczności sprawy, nie otworzyło archiwów, a w oficjalnym stanowisku rządu rosyjskiego przekazanym do Trybunału w Stasburgu stwierdzono, że „nie ma dowodu na to, iż Polaków zamordowano”. Ten sam rząd Putina w kwietniu 2010 r. odmówił jakiejkolwiek rehabilitacji ofiar, twierdząc, że „nie udało się potwierdzić okoliczności schwytania polskich oficerów, charakteru postawionych im zarzutów i tego, czy je udowodniono”.
Nadal też płk Putin powiela nową wersję kłamstwa katyńskiego, głosząc, że zbrodnia „była osobistą zemstą Józefa Stalina za porażkę w wojnie polsko-bolszewickiej roku 1920”. To fałszerstwo jest szczególnie bliskie obecnym elitom III RP, wyrosłym na „pustej ziemi” Polski powojennej. Dokonana z premedytacją fizyczna likwidacja tysięcy oficerów II Rzeczpospolitej – autentycznej elity narodu polskiego – miała przecież w zamyśle Stalina otworzyć drogę do budowy „nowego państwa” pod przywództwem skarlałych, poddanych sowieckiej woli „przewodników”. W tym znaczeniu katyńska eksterminacja miała stworzyć przestrzeń dla zbrodniczego porozumienia z ludźmi podległymi Moskwie, a w perspektywie doprowadzić do zniszczenia polskiej tradycji i kultury. Nie była aktem zemsty, lecz zamierzonym i precyzyjnie przeprowadzonym mordem politycznym, wpisanym w strategię sowieckiej ekspansji i podboju Europy.
Druga dezinformacja katyńska
Na pokładzie prezydenckiego samolotu byli ludzie, których działalność i wizja Polski mogła przeszkodzić zamysłom Kremla, opóźnić je, a nawet skutecznie zablokować. Podobnie jak 70 lat wcześniej na przeszkodzie planom Stalina stał patriotyzm polskich oficerów, ich potencjał intelektualny i kulturowy. Przezwyciężeniem tej przeszkody był mord katyński. Czy zatem nie mamy prawa sądzić, że smoleńska śmierć przedstawicieli polskiej elity wpisuje się w ten sam zbrodniczy scenariusz?
Tym bardziej, że skala dezinformacji, jaką natychmiast zastosowano, by ukryć prawdziwe przyczyny katastrofy, jest porównywalna tylko do sowieckich matactw w sprawie Katynia. Wiele również wskazuje, że brak zdecydowanych reakcji NATO i państw UE przypomina ten sam mechanizm polityczny, który z przywódców „wolnego świata” uczynił po roku 1940 zakładników kłamstwa katyńskiego.
Ta historyczna, wsparta na faktach analogia nie jest jedyną. Racjonalna ocena ponadmiesięcznych działań Rosji i zachowań obecnych władz III RP jednoznacznie wskazuje na brak intencji rzetelnego wyjaśnienia przyczyn katastrofy. Natychmiastowe i bezwarunkowe wyrażenie pełnego zaufania do płk. Putina, rezygnacja z własnego śledztwa i zapewnienia, że „tragedia nie wpłynie na pogorszenie wzajemnych stosunków i nie przeszkodzi pojednaniu”, nie mieści się w żadnej logice polskich interesów i nie znajduje usprawiedliwienia w zachowaniach rządu rosyjskiego sprzed i po 10 kwietnia.
Wbrew powszechnym opiniom, jakoby reakcje rządu Donalda Tuska były efektem słabości i nieudolności obecnej ekipy, a przyjęcie wobec Rosji roli petenta świadczyło o błędnych kalkulacjach politycznych, uważam, że przyczyna tych rażących zachowań jest znacznie poważniejsza.
Aleksander Ścios
Całość tekstu w tygodniku "Gazeta Polska