Strona główna Działy Śmietnik niezależna komisja międzynarodowa niezależna komisja międzynarodowa

#126462
SpokoBoyxxx:)
Członek

Smierc Prezydenta to nie byl przypadek????
http://www.pardon.pl/artykul/11401/smierc_prezydenta_to_nie_byl_przypadek

Śmierć prezydenta: to nie był przypadek?
zamach | teorie spisku | Lech Kaczyński | katastrofa | samolot
Postaw na pewny i atrakcyjny fundusz BPH Obligacji 2
(fot. PAP/NTV) (fot. PAP/NTV)
Dwa tygodnie po śmierci prezydenta RP oraz 95 innych osób nie ma żadnych odpowiedzi na pytania dotyczące przyczyn tragedii w Smoleńsku.
10 kwietnia około godziny 8.40 (nikt nie wie, kiedy dokładnie) polski samolot rządowy rozbił się w lesie ledwie 500 metrów od pasa smoleńskiego lotniska. Tupolew na kilometr przed lotniskiem kosił drzewa, lecąc na wysokości 2,5 metra. Zapewne w tym momencie piloci oraz pasażerowie wiedzieli, w jak dramatycznej sytuacji się znaleźli. Następnie samolot zaczął się wznosić, ale na wysokości kilkunastu metrów uderzył w maszt radiolokacyjny, tracąc skrzydło i sterowność. To już był koniec. Tupolew spadał odbijając się od drzew, aż uderzył w ziemię kabiną pasażerów.

Z nieznanych przyczyn większość polskich mediów pomija oczywiste wyniki analizy stanu drzew w miejscu katastrofy. Na publikowanych w prasie rysunkach zwykle ukazywane jest, że samolot prezydenta uderzył w maszt radiolokacyjny zniżając się – tak jakby do tego momentu proces lądowania przebiegał błędnie, ale płynnie. Tymczasem w tym momencie osoby na pokładzie zdawały już sobie sprawę z dramatu. Zresztą, kilka dni temu polska prokuratura podała, iż na zapisie dźwięków w kabinie pilotów słychać narastający okrzyk przerażenia dobiegający z sekcji pasażerskiej. I nic dziwnego, że pasażerowie krzyczeli. Musieli przecież widzieć, że samolot pędzi tuż nad ziemią, ścinając skrzydłami zarośla.

Dziennikarze nie kojarzą jakoś tych faktów, nie kojarzą też wielu innych. W ten sposób niejako naturalnie pałeczkę przejmują zwolennicy teorii spisku. Chociaż, czy możemy używać uznawanego za pejoratywne pojęcia "teoria spisku", skoro to właśnie "tropiciele spisków" zadają obecnie całkiem sensowne pytania (oczywiście nie ci, którzy podniecają się filmikiem z rzekomym zapisem egzekucji ocalałych pasażerów)?
Jedną z podstawowych kwestii poruszanych przy omawianiu wydarzeń z 10 kwietnia jest tajemnicza mgła nad lotniskiem w Smoleńsku. Nie było jej w chwili, gdy przed prezydentem lądowali dziennikarze. I nie było jej już zaraz po katastrofie, gdy na miejsce upadku tupolewa przybyli pierwsi ratownicy i reporterzy.

Skoro polski samolot nalazł się dosłownie dwa metry nad ziemią, to bez wątpienia piloci nie widzieli ziemi (a coś zakłócało pokładowe systemy
, o czym za chwilę) i mgła rzeczywiście wystąpiła. Trzeba jednak przyznać, iż to wyjątkowy pech, że gwałtowne ograniczenie widoczności nastąpiło akurat w momencie przylotu prezydenckiego tupolewa. Czy jednak rację ma "Nasz Dziennik" sugerujący, że mgłę wywołano celowo?
Pierwsze komunikaty o okolicznościach wydarzeń z tragicznego poranka 10 kwietnia wychodziły od Rosjan. To oni nadali ton medialnemu przekazowi, sugerując m.in., że pilot podchodził do lądowania wiele razy, nie potrafił porozumieć się po rosyjsku z wieżą i próbowano go odwieść od pomysłu
lądowania w Smoleńsku. Tymczasem szybko okazało się, że tupolew podjął próbę lądowania tylko raz, a załoga doskonale
mówiła po rosyjsku – a co więcej, ci sami piloci byli już w Smoleńsku trzy dni wcześniej przywożąc delegację premiera. Zaś co do rzekomego odwodzenia od lądowania – póki co wiemy o tym wyłącznie z relacji rosyjskiej. W dodatku Rosjanie nonszalancko podeszli do kwestii godziny zdarzenia – i w efekcie nawet nie wiemy, kiedy katastrofa nastąpiła.

Pojawia się pytanie: dlaczego Rosjanie natychmiast zaczęli promować medialnie nieprawdziwą wersję wydarzeń?
Nad zagadkami smoleńskiej katastrofy zastanawiają się nie tylko Polacy. W mediach izraelskich sugerowano, że pod Smoleńskiem mogło dojść do użycia broni elektromagnetycznej. Taka broń (którą zresztą dysponują Rosjanie) wysyła krótki, ale silny impuls, zakłócający działanie urządzeń elektronicznych. Strącenie samolotu przy pomocy impulsu elektromagnetycznego nie jest żadnym problemem.

Oczywiście, cały czas toczy się oficjalne śledztwo i powinniśmy liczyć na talent naszych prokuratorów. Niestety jednak, o kształcie postępowania decydują Rosjanie. A ci, nawet jeśli nie są bezpośrednio winni, to mają wiele rzeczy do ukrycia. Nie udało im się wprawdzie zatuszować operacji wkręcania żarówek przed pasem startowym już po katastrofie. Za to sprawnie przykryto informację
o tym, iż jadący na miejsce katastrofy rosyjski minister ds. nadzwyczajnych zabił w wypadku samochodowym 20 osób (o czym poinformowały tylko niszowe rosyjskie portale
oraz czeczeński kavkazcenter.org).
Jeśli więc Polacy chcą rzeczywiście w pełni ujawnić okoliczności smoleńskiej tragedii, to muszą to zrobić sami – i bez zakładania żadnych tez z góry. Nie można więc odrzucić tezy, że 10 kwietnia doszło po prostu do wyjątkowo pechowego zbiegu okoliczności, ale też nie należy wykluczać udziału w wydarzeniach osób trzecich.

ZOBACZ TEŻ: KATASTROFA NAWET 15 MINUT WCZEŚNIEJ. KTO I DLACZEGO UKRYŁ PRAWDĘ?

Paweł Rybicki